piątek, 22 lutego 2013

Vienna calling

     Wiedeń nie wiruje lekko w rytmie walca. Wiedeń jest potężny, stateczny, zrównoważony i monumentalny. Pełen majestatu i niewzruszony. Czasem przypadkiem jakby, od niechcenia wkradnie się pomiędzy te klasyczne kolosy jakiś kolos inny - bardziej nowoczesny i mnie okiełznany. Jakaś ciemna bryła wyrastająca z dziedzińca. Tak samo jednak sprawiająca, że człowiek czuję się malutki. To wrażenie maluczkości (przy moich prawie 180 cm!) towarzyszyło mi przez cały pobyt w stolicy Austrii.
      Do miasta dotarłyśmy PolskimBusem, cena biletów w dwie strony dla dwóch osób była porównywalna z ceną jednorazowego biletu warszawskiej komunikacji miejskiej. 12h godzin drogi w miarę szybki upływa, szczególnie w nocy. Cała wyprawa zajęła nam 6 dni, w tym zdążyłyśmy wpaśc na jedną noc do Bratysławy, by przekonac się, że wcale nie jest taka szkaradna, jak próbowano nas przekonac, ale o tym następnym razem. 
Zaśnieżone ogrody Shonbrunn na pewno robią większe wrażenie wiosną, ale i tak było miło przespacerowac się tam w tak słoneczny dzień.
 
mumok. muzeum sztuki współczesnej. Niestety trafiłyśmy na okres, w którym większośc wystaw była w trakcie tworzenia. Miałyśmy za to szczęście z Albertina Museum, w której całe III piętro zajmują aktualnie prace Marxa Ernsta, poza tym można też natknąc się na Moneta i Picassa. Ciekawą opcją było też Leopold Museum z największym na świecie zbiorem dzieł Egona Shiele, ale znajdowały się tam też prace Klimta oraz ciekawe wystawy czasowe.
Belweder.
 Wiedeń słynie z wielu kawiarnii. Niestety przechadzając się uliczkami Starego Miasta ciężko natrafic na klimatyczne miejsce. Nie mówię tu o kawiarniach konretnie wskazywanych przez przewodniki, bo tam nawet nie próbowałyśmy wchodzic. Generalnie dominują sieciówki takie jak np. aida, do szpiku kości turystyczna, albo jakieś bio kawiarnie. Chcesz spokojnie wypic kawę w przyjemnym miejscu, bez turystycznego gwaru i błysku fleszy? Ciężka sprawa, albo miałyśmy pecha. Na szczęście udało nam się znaleźc bardzo przytulny lokalny pub, idealny na mroźne wieczory, kiedy śnieg nie pozwalał wychylic nosa na zewnątrz, a buty wołały o suszarkę.
 Obowiązkowa pozycja w Wiedniu - Tort Sachera.
Poniżej Ratusz, pod którym aktualnie znajduje się ogromne, pięknie podświetlane nocą, lodowisko z wijącymi się alejkami. Niestety ceny odstraszyły nas od skorzystania z tej przyjemności. Zamiast spędzic wieczór aktywnie na łyżwach wybrałyśmy się do Opery. Podobnie jak w Budapeszcie tu też można dostac bilety po okazyjnych cenach, z tym, że są to miejsca stojące, co jest jednak nieco uciążliwe.
   
     Miło było oderwac się na moment od warszawskiej codzienności i wyruszyc w kolejną minipodróż w nieznane. Bo o krajach niemieckojęzycznych zbyt wiele powiedziec nie mogę. Pozostające nieco poza obszarem moich zainteresowań zawsze są dla mnie zaskoczeniem i odkryciem. Tym razem jednak poza odkryciem Wiednia odkryłam też Couch Surfing. Właściwie nie odkryłam, bo jestem członkiem tej specyficznej społeczności od kilku lat, ale dopiero teraz miałam okazję skorzystac z czyjejś gościnności.
      Mieszkanie naszego hosta w Wiedniu okazało się byc niezwykle klimatyczne i przytulne. Zostało urządzone przez parę z Portoryko, która wyjechała na jakiś czas, a samo mieszkanie trafiło ostatecznie w ręce Matthiasa, przemiłego, ale także przespokojnego Austriaka. Matthias był tak niesamowicie gościnny, że w tym samym czasie udostępnił swoje lokum równocześnie 7 couch surferom, co nieco nas zaskoczyło, ale też okazało się świetnym doświadczeniem. Pod jednym dachem, zupełnie przypadkowo, spotkali się mieszkańcy trzech kontynentów. Taiwanka jeżdżąca autostopem po Europie z poznaną w Budapeszcie Francuzką. Brazylijczyk studiujący w Bolonii. Belgijka studiująca w Warszawie. I tak dalej. Każdy z własną historią życiową, stylem podróżowania i spojrzeniem na świat. Jedni woleli chillowac od rana do zmroku nie wychodząc z mieszkania. Pasjonaci sztuki bytowali w Dzielnicy Muzealnej, a inni biegali po mieście flanerując chodniki. Wspólne gotowanie, wspólne wieczory i nocne wypady. Matthias zorganizował też u siebie before, na który zaprosił innych couch surferów z okolicy. Jescze więcej ludzi, jeszcze bardziej międzynarodowo. Podróżowanie bez poznawania nowych ludzi jest jakieś niepełne, przynajmniej dla mnie, dlatego też jestem absolutnie zachwycona ideą couch surfingu i otwartością ludzi, którzy przyjmują zupełnie obce im osoby pod swój dach, dając właściwie już na wstępie stu procentowy kredyt zaufania. wow. I to chyba właśnie najbardziej podobało mi się w wycieczce do Wiednia.