sobota, 26 stycznia 2013

asap

szukam promieni słońca. pod dywanem, tam na górze. w ścianie też szukam. nawet się nie raczą odbić w tym brudno białym przybytku opadłym z tej szarości. dziś za dziesięć siódma zobaczyłam skrawek granatu, bo raczej nie błękitu nieba. nadzieja matką głupich. nic z tego.  piątkowy wieczór nad zaległą syntezą. podobno jak już się nauczę ją pisać to mnie przyjmą do strasburga. kiedy ja wcale do żadnego strasburga nie chcę. bo ja bym chciała, tak bardzo bym chciała gdzie indziej. asap. as southern as possible. 


środa, 16 stycznia 2013

Jego rozstania. Moje rozterki.

      Trzymam właśnie w ręku Nasze rozstania Davida Foenkinosa i smutno mi i przykro, ale czarować nie będę.  Książkę zakupiłam zachęcona konkursem i zniżką na Book me a Cookie (polecam blog!:) . Dodatkowo informacja o konkursie pojawiła się dzień po tym jak obejrzałam ekranizację poprzedniej książki Foenkinosa - Delikatność, którą się zachwyciłam. Zdziwiona zbiegiem okoliczności postanowiłam sprawdzić jak ten Paryżanin radzi sobie z pisaniem. Czy raczej - w jakim stopniu odpowiada mi jego pióro. Potem oczywiście zamierzałam napisać ładną recenzję - bo czemu nie.
      Z chwilą gdy zaczęłam czytać zniecierpliwiona świeżo odebraną książkę czar prysnął. Już od pierwszych stron Nasze rozstania  nie śmieszą, nie bawią, nie uczą, nie zaskakują i nie trzymają w napięciu. Aż nie żal się rozstawać. Historia Fritza, obdarzonego niemieckim imieniem pracownika wydawnictwa Larousse, wybranki swojego serca rozpoznającego po rysie na zębie do mnie nie przemawia. Wrażliwy na słowa Francuz dostaje kosza w dniu ślubu, gdy jego (ukochana!) narzeczona dowiaduje się, że zdradzał ją przez wiele miesięcy, jednak to on sam zostaje kozłem ofiarnym w całej tej sytuacji. Naiwna i powierzchowna fabuła przeplatana notkami biograficznymi różnej maści sprawia, że książkę czyta się owszem szybko (3 i pół podróży na uczelnię!), ale bez entuzjazmu, a czasem ze zgrzytaniem zębów. 
  Ponadto autor nagminnie wyprzedza ciąg zdarzeń zapowiadając co będzie działo się później, jakby koniecznie chciał zakomunikować czytelnikowi, że on już wie i nam powie, chociaż czytelnik wcale jeszcze wiedzieć nie chce - kunszt budowania napięcia. Czepiam się, czepiam. Wszak to nie thriller. To słodko-gorzka opowieść o miłości jak podpowiada mi blurb, a Foenkinos to Murakami i Allen w jednej osobie, więc nie dziwcie mi się, że sporo oczekiwałam. 
      Co ciekawe autor co kilkanaście stron wrzuca ot tak sobie - polskie akcenty, jako zakochany w Polsce i Polakach Francuz (kolejna informacja prosto z okładki). Takie, ot sobie wtrącenia, dla przykładu: <dialog Alice i Fritza>
"-Ależ Alice, nic nie mogłem zrobić  Mój ojciec mętnie tłumaczył, że spóźnili się na przesiadkę, że mieli kłopoty i jadą do nas... nic nie mogłem powiedzieć. 
-Trzeba zgasić wszystkie światła. 
-Co?
-Gasimy wszystkie światła. Powiemy moim rodzicom, że to taki zwyczaj w tym budynku. Moim zdaniem w Polsce też ludzie czasem udają, że ich nie ma, między dwoma daniami.
-Nie czas na mieszanie Polski do naszego życia. Już i bez tego Polacy dość wycierpieli.
-To w takim razie co? Zrób coś. (...)"
Teraz to ja naprawdę cierpię i nie wiem o co właściwie chodzi, a moje uszy więdną. Ała. 

      Może wybrzydzam? Może przesadzam? Może za dużo wymagam? Mi Nasze rozstania zdecydowanie nie pasują. Konkursu na recenzję już nie wygram. Smuteczek. Foenkinosa odkładam głęboko na półkę. Film Delikatność współreżyserował ze swoim bratem Stephanem. I nie mogę się oprzeć wrażeniu, że to właśnie jemu zawdzięczam zachwyt tą adaptacją. 

P.S. Obserwuję zbawienny wpływ zaliczeń i sesji na czytelnictwo! Polecam Manhattan pod wodą Głowackiej, który aktualnie umila mi autobusowe wojaże. 


poniedziałek, 7 stycznia 2013

Te quiero Barcelona

wersja robocza zapisana na początku sierpnia. aktualnie odnaleziona. potrzebuję wyjechać. teraz. już! ejnoy.

Ostatnie dwa dni zdarzyło mi się spędzić w Barcelonie. Przemierzyłam 130 kilometrów Katalonii, po to by w końcu znaleźć się w mieście, które było moim celem od dawna. Tym samym udało mi się odwiedzić już 2 z 3 europejskich destynacji, które były moim celem na ten rok. <klik> Szalone tempo zwiedzania z chwilami na chłonięcie miasta. Nocne harce na plaży zakończone utratą dobytku i poranne wizyty na komisariatach. Mnóstwo życzliwych ludzi. I cudowne świeżo wyciskane soki. I słońce, ach słońce.










środa, 2 stycznia 2013

d e l i c a t e s s e

dzień dobry w 2013. Nie, nie będzie postanowień. te zatrzymam dla siebie. na dobry początek Tautou sprzed dwóch lat. la Delicatesse. ja się zauroczyłam. i znów mam ochotę rzucić wszystko i szybko pobiec do paryża. 
tymczasem pozostaje mi zostać tutaj i  cieszyć się szarością warszawską. jeszcze trochę. a na luty Vienna. ktoś był? ktoś poleca? wyjątkowo mało w internecie ciekawych informacji o tym mieście. szukam więc jak mogę. wdzięczną będę niesłychanie. 
miłego dnia wszystkim!