piątek, 27 stycznia 2012

'Marcello come here! Harry up!'

Dzień dobry,
          Jestem oficjalnie już studentką po pierwszej sesji. Z nadzieją w oczach na zaliczenie ostatniego egzaminu.  Tak czy inaczej przede mną ponad 2 tygodnie wolnego. o s i e m n a ś c i e dni.


          Świeci dziś słońce. Przynajmniej tu u mnie. I zawsze się dziwie jak to niesamowicie pozytywnie wpływa na moje samopoczucie. Zapewne nie tylko moje. Może to kwestia witaminy D? Kilka stopni poniżej zera, nie zraziło mnie przed krótkim spacerem po drodze z biblioteki. Z całej tej słonecznej radości nawet postanowiłam zrobić pyszną tartę z cukinią, na którą przepis w końcu udało mi się uzyskać od Pauline. Ja i kuchnia nie bardzo się lubimy. Odnoszę wrażenie, że to kwestia cierpliwości. Takową posiadam tylko długodystansową. Na krótszych odcinkach czasowych cierpliwości mi absolutnie brak. Nie wystarcza na ugotowanie makaronu (ba, ledwo na wrzątek!). Albo wychodzi muchisimo al dente, albo też pozostawiony sam sobie gotuje się i gotuje, aż do wygotowania.  Moim największym wyczynem kulinarnym jest ugotowanie zupy pomidorowej z … papryki. Nieopatrznie. Omyłkowo. Wracając do tarte aux courgettes - niestety w polskich sklepach zimą nie ma cukinii. Ja się pytam – dlaczego? Dlaczego są pomidory, ogórki, sałata, granaty i liczi, a nie ma cukinii?  Jak na złość. Ostatecznie postanowiłam w zamian za to zrobić sobie pyszny lunch.
          

        Nadszedł czas na bliższe zapoznanie się z Rzymem. Tak, ten obszerny stosik to właśnie w związku z tym. Fachowe lektury i Fellini razy dwa. Chyba już czas na wybranie tego co warto zobaczyć, a co raczej pominąć. Znalezienie ciekawych miejsc i wąskich uliczek. Plan jest taki że 9 lutego lądujemy w Rzym Fumicino, skąd musimy dostać się do Rzymu właściwego. Pierwszą noc spędzamy w hostelowym dormitorium. Na następne cztery mamy nocleg u włoskiego studenta (couchsurfing), który mieszka tuż przy stacji Termini, co oznacza świetną komunikację.
     
      Trzeba też w końcu nadrobic zaległości kinowe. Mam wielką nadzieję, że uda nam się w Krakowie wyskoczyc do jednego z tych malutkich, studyjnych kin. Absolutnie fantastyczne. Takie miniastruki kina w startym stylu. Niestety ostatnim razem nie udało nam się zdążyc na wolne miejsca.
          Pozostawiam wam fragment La dolce vita i starą jak świat piosenką Leonarda Cohena w nieco inne wersji.
Dance Me to the End of Love made my day!

4 komentarze:

monika pisze...

(nie wiem czy przeczytałaś u mnie odpowiedź na swoje pytanie, więc napiszę jeszcze tutaj:P) zdjęcia ciuchów są ze strony www.fashiolista.com przy większości ubrań są linki do sklepów, w których je można kupić (ale ostrzegam, że ceny są wysokie, jeden z kostiumów o ile mnie pamięć nie myli kosztuje 300 dolarów, więc pozostaje mi je tylko oglądać) :)

Anonimowy pisze...

wiesz ja chdetnie wybralabym sie do USA ale ten wyjazd nic poza pozwiedzaniem sobie nie wniesie ( wiem ze to moglby byc wspanialy rok) ale ja marze o zyciu za granica i bycie au pair moze mi to przyblizyc. Dlatego szkoda mi marnowac czasu na to USA , nie chce zaczynac zycia majac 27 lat ( chodzi o zakladanie rodziny itd) dziekuje za informacje onosnie studiow :*

Anonimowy pisze...

a i mam jeszcze jedno pytanie wybacz ze jest takie troche na wyrost ale moze masz jakies pojecie w tym temacie. Chodzio rynek pracy Francuski,szukalam oczywiscie info na necie ale nic konkretnego nie znalazlam, chcialabym sie dowiedziec czy np studia magisterie skonczone w polsce cos zancza na rynku we frnacji? czy takie kierunek typu "adminstracja + znajomosc jezykow" jest cos watty w ogolr? czy oplaca sie marnowac czas na studia w polsce? jesli wiesz cos na ten temat daj znac :)

Archistka pisze...

Ja tu chce się zachwycać Felinim i zapachem oliwy oliwek, a tu dyskusje na tematy oboczne.
Goryczko! Jak dobrze że już do mnie jedziesz- trochę dłuższą tracą niż trzeba ale! Też mam RZYM! Obejrzymy sobie obie jak już będziesz. Ciao!