wtorek, 22 maja 2012

Frustracje komunikacyjne.

    Z refleksji drogowych. Piątkowy wieczór. Autobus-miejski. Frustracje-starcze. Jadę sobie spokojnie na spotkanie ze znajomymi. Udaję zaczytaną/"Niebezpieczne związki" na tapecie/, ale wokół tyle się dzieje, że nie sposób się skupic na lekturze. Docierają do moich uszu strzępki rozmów. Arcypoważnych i nieprzeciętnie ważnych. Face to face, czy telefonicznych. Ponura pani lat na oko trzydzieści, która jeszcze przed sekundą chciała porazic współpasażerów samym spojrzeniem teraz perliście śmieje się do słuchawki i szczebiocze słodkim głosem. To dzwoni Misio! Za mną studentka numer jeden żali się studentce numer dwa. Współlokatorka wypiła jej sok, w dodatku pomarańczowy. Jak życ? Ja pytam - jak życ? Nawet nie przeprosiła, nic. Zołza!
    Na deser moje ulubione - panie po prawej, tam, tam, najbardziej z przodu. Kumoszki nierozłączki. Ociężałe i przeciążone. Aż dziw, że wciąż utrzymują się na nogach. Dwie nieco wyżej. Przed nimi jedna - ciut niżej. Obok niej młoda dziewczyna o azjatyckich rysach twarzy. Słuchawki w uszach. Zjada powoli swojego McFlurry. Z miną typową dla mieszkańca wschodniej cześci rodzimego kontynentu - jestem nieobecna duchem. Przystanek. Wchodzi kolejna kumoszka do kompletu. Miejsc pustych jest sporo, ale chyba tylko te przednie godne są byc podporą starszych pań. Kumoszka nr1, najwyraźniej samica alfa, się wyrwała i tyka azjatkę palcem (tyka bo nie do-tyka), ale trochę tak jakby kijem. Wbija swoje palce w jej zaskoczone żebra. Przestraszona mała azjatka odwraca się zaniepokojona.
-No ustąp PANI miejsca! Tam się przesiądź.
Wzrok azjatki wskazuje na ogólne niezrozumienie połączone z zakłopotaniem. Oczy otworzyła szerzej. Pragnie zrozumiec. W końcu wstaje skonsternowana. Kumoszka nr1 dalej swoje.
-No pokażże PANI, że wstałaś! PANI usiądzie, jak młoda wstała! - tonem "to się często nie zdarza i prędko nie powtórzy".
    Azjatka osunęła się z drogi PANI i wystraszona usiadła obok mnie. Wlepiła swoje skośne oczy w roztapiającego się loda i wróciła myślami do swojego światka. Ja wlepiłam swoje oczy w okno i zaczęłam trawic obrazy dostrzeżone kątem oka przed kilkoma sekundami. Wyborne jest to nasze społeczeństwo, wyborne!
***
 
Ostatni weekend zdarzyło mi się spędzic rodzinnie, z dala od nauki, pracy, organizacji, znajomych. Czasem trzeba. W dodatku przypomniałam sobie jak strasznie lubię tego jamochłona. Wybaczcie, że tak go tu dużo.  




32 dni do FRANCJI

3 komentarze:

Archistka pisze...

Bartosz zrobił minę pod tytułem- dobrze mi tu oraz coś jakby- też byś tak chciał. Nie powiem apetyczne plecy. Tymczasem Kraków jest nieprzecietnie wyrozumiały i wiecznie widać młody, bo choć starszych ludzi w tramwaju jest 1/2 to żaden z nich siedzieć nie chce. Wstajesz ustępujesz- oni patrzą na ciebie jak na wariata- skonsternowany siadasz z powrotem. Narzekają przy wspinaniu się na wysokie stopnie tramwajowe, targując się na kleparzu i psiocząc na pogodę. Tramwaje kleją się i lepią, płyną niemalże i terkoczą. Padaaam.

Archistka pisze...

A i zapomniałam napisać nalewka cioci putozy jest taaaaka samotna.

isubisou pisze...

o nie! Byłabym rada przyjechac i ją zabawic, pocieszyc, rozerwac, ale sama wiesz jak jest. Ciężkie roboty umysłowe zatrzymują mnie w stolicy :(