niedziela, 22 lipca 2012

self-portrait

Żyję na walizkach. Nawet już nie na, ale w, bo rozpakowywac mi się odechciało. Przez ostatnie 48 godzin przemierzyłam prawie 1000 km Francji. Na północ. Nie, nie jeszcze dalej niż północ, aczkolek i tak zamarzam więc sobie powoli nagrzana słońcem lazurowego wybrzeża. Lotaryngia nie rozpieszcza. 
Dziwię się światu, że minął już prawie miesiąc od kiedy wyjechałam z domu. Dingue!


niebawem relacja z Metz. trochę qltury i zdjęc.

2 komentarze:

Monika pisze...

ja też bym tak chciała;))pewnie nie łatwo to wszystko zorganizować...?;)

pozdrawiam!

Anonimowy pisze...

nie lezy bo nie mam innego apratu ;p tak bym najpierw poczytala instrukcje 100 razy zanim bym robila zdjecia bo czasmai ciezko ( jesli chodzi o manualny).

to prawda daje najwiecej satysfakcji boi w koncu jaky ' ja sama' usatwilam wszytsko a nie aparat ale jest to wyzsza sztuka i czsami nie wychodzi ;p

stronie od uzywania automatu bo sie mi to mija z celem posiadania lustrzanki :)

a Ty opanowalas juz te wsytskie funckje? dlugo Ci to zajelo?