niedziela, 1 lipca 2012

Monday calling

Koniec weekendu. Nie, nie jest mi smutno. Miałam bradzo pracowity weekend. Aupariowanie zaabsorbowało mnie dużo bardziej niż w ciągu tygodnia, kiedy to miałam wolne. W sobotę utknęłam z dzieciakami w domu siostry hosta, bo 'u nas' była impreza. Kolejny śliczny, odnowiony, tym razem urządzony bardziej nowocześnie dom, z ogromnym ogrodem. Położony na wzgórzu - z widokiem na Lyon!/nie, nie brałam ze sobą aparatu/. Spędziłam noc czuwając nad 5 maluchów, które obudziły się o 6 rano, bo bały się deszczu. Nie, nie burzy, nie wichury, po prostu letniego deszczyku. Najgorzej w niedzielny poranek. Potem cały dzień padało. Pada nadal. Podła pogoda, podły weekend.
Poniedziałku - nadejdź! 

/a to jeszcze Paryż, ale pasuje. sic. już wiem czego mi brakuje/


W zeszły czwartek wybrałam się na wyprzedaże. Takich tłumów jak w Part Dieu, największym centrum handlowym Lyonu, jeszcze nie widziałam. Do niektórych sklepów bałam się wchodzic. Prawdziwe polowanie. Prawdziwa dżungla. Nawet w Sephorze są przeceny (czy u nas też? bo nie zauważyłam nigdy). Wygląda na to, że to prawda, że przeciętni Francuzi w czasie wyprzedaży zaopatrują się w odzież na cały sezon - do następnej wyprzedaży.  A to dopiero początek - obniżki są trzystopniowe, następna w przyszłą środę. W dodatku był to tak gorący dzień, że ludzie woleli iśc na klimatyzowane zakupy niż do parku. Co ja upolowałam? Cudowny zestaw do Smoky eyes marki Sephora oraz truskawkowy balsam do ciała, który mogłabym zjeśc. Postanowiłam też spróbowac naklejanego lakieru do paznokci, ale się zawiodłam. Poza tym mam niesamowite parcie na kolor miętowy. Mój mózg przechodzi różne fazy. Kiedyś akceptował tylko rzeczy w kropki, w wyniku czego moja szafa w przeciągu roku stała się cała nakrapiana. Był też czas na zieleń. Przeszłam fazę błękitu. Do niedawna były to paski, a teraz przyszedł czas na miętę. Albo miętę w paski - mój ostatni zakup w GAPie. C'est fou, ça!

Jutro wyjeżdżam na 3 dni do Valence, odwiedzic moją zeszłoroczną rodzinę, która przeprowadziła się tam z Paryża. Może stamtąd uda mi się dojrzec Alpy!

4 komentarze:

Archistka pisze...

papierosów?

isubisou pisze...

bingo!

lewandowska pisze...

nie mów o papierosach ! dwa dni nie trafiłam na sklep z fajkami, a jak na następne pójście do baru ich nie kupię to się wścieknę. tak to mi ich nie brakuje, ale do wina, piwa, ogolnie alkoholu... nie lubie tego tu, ze nie ma tak wszedzie ich jak w polsce. a poza tym, jutro jade do bordeaux i tez zamierzam popolowac na przeceny- w ogole nie umiem zaoszczedzic ! jak wyglada ten zestaw do smoky eyes? bo kocham taki makijaz:)

Shopaholic pisze...

fajki <3