Akwitania
Amelia
Au pair
Barcelona
Bécherel
Begur
bitsandpieces
Bratysława
Budapeszt
Cap Ferret
Costa Brava
Erasmus
fotografia
Francja
Hiszpania
Italy
kino francuskie
Kraków
książki
lifestyle
Lyon
Metz
Montpellier
muzyka
Paris
Podróże
Polska
Roma
Saint Malo
Saint Tropez
Sevilla
Sicily
Spain
Valence
Warszawa
Wiedeń
niedziela, 19 sierpnia 2012
Keep moving.
Moja lazurowa sielanka powoli dobiega końca. Koniec wygrzewania się na słońcu i słonej wody /moja skóra i włosy odetchnęły z ulgą!/. Koniec ze świeżymi, soczystymi melonami, brzoskwiniami i kiwi kupionymi na targu specjalnie na dejeuner na tarasie z widokiem na morze. Koniec ze skakaniem z pomostu w środku nocy do nagrzanej wody. Koniec z przypadkowymi znajomościami na molo. Jeszcze trzy /krk.czy/ dni i znów znajdę się w swoim lyońskim pokoju, na krótką chwilę. Potem powrót do domu, znów bieganie po lotnisku, tym razem w Monachium, gdzie mam pół godziny na przesiadkę. Brak mi już całej tej mojej warszafki, więc miło będzie wrócic, po ponad dwóch miesiącach. Na cały tydzień! Najlepsze w tym, że coś się kończy jest to, że zaraz potem coś się zaczyna! Już 9 września więc ahoj przygodo. Plecak i mini eurotrip. Trzeba wykorzystac ten ostatni miesiąc wakacji. Więcej na ten temat jednak niebawem.
Jaki był największy plus mojego tegorocznego au pairowania? Zdecydowanie podróże! I brak monotoni.Tak, jak zwykle miałam dzikie szczęście w wybraniem rodziny, chociaż były też momenty, w których w mojej głowie pakowałam już walizki i trzaskałam drzwiami na dowidzenia. Bywa.
Jednak to, że przemierzyłam setki kilometrów we Francji i Hiszpanii daje mi całkiem dużo radości. Miałam okazję bliżej poznac Lyon, który co prawda nie jest mi tak bliski jak Paryż, ale również ma swoje uroki. Odwiedziłam moje szkraby w Valence, która miło mnie zaskoczyła. Zachwycałam się Muzemum Pompidou w Metz. Przemierzałam kilkakrotnie Autoroute du soleil, by dotrzec na Lazurowe Wybrzeże i spędzic tu w sumie trzy /krk.czy/ tygodnie. Przy okazji odwiedziłam Saint Tropez i malowcznicze Gassin. W drodze do Hiszpanii miałam okazję zakochac się w Montpellier i zachwycic się krabami z awokado na kolacji w zamku, w którym spędziliśmy noc w Sommieres /niedaleko Nimes/. Do tego oczywiście Costa Brava i w końcu Barcelona, moja radośc największa.
Statystycznie nie spędzam więcej niż 5 dni w tym samym pokoju/łóżku/miejscu. Moje łącze internetowe często szwankuje, a akumulator w komputerze wysiadł już w Metz i od tamtego czasu działa tylko podłączony do gniazdka. Tak więc nie mam nawet możliwości/czasu/siły by relacjonowac moje wojaże na bieżąco. Postaram się stopniowo nadrabiac zaległości. Brak telefonu i zegarka /ostatnio dostałam nowy w prezencie. Chyba hości w końcu się zirytowali moimi ciągłymi pytaniami o godzinę/ oraz klimat śródziemnomorski spowodował, że czas upływa nieco inaczej. Niby wolniej, a jednak w mgnieniu oka.
W ramach ciekawostki - rachunek z baru na plaży Nikki Beach /z której dokładnie pochodzi pierwsze zdjęcie w tym poście/. Natknęłam się na niego przypadkiem wczoraj. Welcome to StTropez.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
3 komentarze:
ładne ceny ;x
OMG, co za ceny :O szok... i to zapewne w euro? Takie rzeczy tylko dla milionerów:)
tak tak, naturalnie w euro.
Prześlij komentarz