Jesień na stałe zdała się zagościć za moim oknem. Tudzież
stanęła w szranki z latem i przepychają się bezustannie. Po alejkach Lyonu
snują się już liście opadłe z platanów. Wczpraj rano obudziło mnie słońce, a
temperatura w samo południe dochodziła do 30 stopni. Wracając z obiadu
trafiliśmy na ulewę, a termometr bezlitośnie wskazywał 18 stopni. W dodatku
nasze wieczorne kolacje na tarasie zamieniły się w nocne. Przyjechałam tu
latem, wyjeżdżam jesienią. Wpadam w melancholię połączoną z nutką nostalgii.
Dzieci jakoś zupełnie nie wpisują się w ten nastrój. Za żywe to i za ruchliwe,
za głośne i zbyt roztrzęsione.
Poza tym, że na zewnątrz la fête a la grenouille /święto żab
tj. deszczowa pogoda/, to na talerzu również. Tak, tak. Ja też myślałam zawsze,
że to stereotyp, mit, plotka z tymi żabojadami. Wybraliśmy się wczoraj oddalonego
o półgodziny od Lyonu miasteczka, które słynie z żabich przysmaków. Postraszono
mnie, że w menu są same żaby i ślimaki, więc z dwojga złego… Żabie udka na
obiad. I tak, smakują jak kurczak. Nic
nie poradzę. Są tylko bardziej tłuste. Nie zostanę więc wierną fanką tej
potrawy, ale ciekawą sprawą było jej spróbowanie.
Zostawiam wam kawałek paryskiego dachu i pozdrawiam serdecznie z Metz, gdzie przyjdzie mi spędzic ostatnie dni 'robocze'.
Zostawiam wam kawałek paryskiego dachu i pozdrawiam serdecznie z Metz, gdzie przyjdzie mi spędzic ostatnie dni 'robocze'.
1 komentarz:
wiesz, ja parę razy w domu tutaj, jadlam mieso na obiad, myslac ze to kurczak... az do pewnego razu jak pani mi powiedziala" to jutro daj na obiad malym resztki tego krolika co z obiadu zostaly..."
Prześlij komentarz